lip 09 2016

Komar i mucha...


Komentarze: 0

Kiedy po ciężkim dniu nie marzę o niczym innym jak o przyłożeniu głowy do poduszki, kiedy z trudem utrzymuję pozycję stojącą pod prysznicem, aż w końcu wsuwam się pod kołdrę, gaszę lampkę i z uśmiechem na twarzy, że „to już ta chwila” zamykam oczy i słyszę te przedzierające się do samego mózgu piskliwe dźwięki przemieszczającego się gdzieś nade mną komara, wówczas mam wrażenie, że ze złości czerwienieją mi oczy do tego stopnia, że doskonale je widać pomimo egipskich ciemności w pokoju.

Pierwsze co robię, to wsuwam się głębiej pod kołdrę i jeszcze głębiej tak, by wystawał mi tylko nos i czupryna, która nie zainteresuje owada. Zmęczenie bierze górę i zamykam oczy cały czas słysząc świdrujący pisk gdzieś niedaleko. I tak mi nic nie zrobi, bo nie znajdzie czubka mojego nosa. Powoli przyzwyczajam się do pisku i staram się zasnąć, aż wreszcie pisk milknie. Więc otwieram oczy, rozszerzam źrenice jakby to miało mu pomóc w dojrzeniu malutkiego komara w dużym zaciemnionym pomieszczeniu i zastanawiam się, gdzie usiadł, gdzie znalazł kawałek mojego ciała, by się w niego wbić. Kiedy po chwili znów słyszę ten uporczywy odgłos mój oddech już przyspiesza i krew zaczyna szybciej krążyć. Myślę, że walka trwa ok 15 min, aż w końcu nie mam wyjścia i muszę się podnieść. Zapalam światło i łapię co jest pod ręką kapcia, gazetę, książkę. I nagle jego nie ma. Przepadł, rozpłynął się. Siadam wiec i czekam. Kiedy się pojawia bez większych wyrzutów sumienia celuję w niego pozostawiając kolejne zwłoki (obok tych wczorajszych) na ścianie. Mogę ze spokojem zgasić lampkę i zasnąć. Leżąc i powoli zasypiając myślę o tym, że nie ma nic bardziej irytującego niż wieczorny komar niedający zasnąć.

Z błędu zostaję bardzo szybko wyprowadzona, kiedy już o 5 rano budzi mnie bzyczenie nad głową muchy. Nie pamiętam już o wieczornym komarze, który nie dał spokojnie zasnąć, ponieważ nie ma nic gorszego niż poranna mucha niedająca spokojnie dospać do dźwięku budzika. Jest 5.00 może 5:30, do planowanej pobudki zostało półtorej godziny, może dwie. Mucha bezustannie bzyczy nade mną. Spośród osiemdziesięciu metrów kwadratowych wybrała akurat dwa nade mną. Mało tego, że brzęczy bezustannie to jeszcze milknąc na chwilę przemierza swędzące wędrówki po moim odkrytym ciele.Mogłabym wstać i mierzyć w nią tym samym kapciem, gazetą czy książką, ale z muchą przecież już nie jest taka prosta sprawa. Jest o wiele sprytniejsza i szybsza od wieczornego komara, a może ja zbyt powolna po nieplanowanym przebudzeniu. Chowam więc głowę pod kołdrę i zasypiam na 10 może 15 minut i znów mnie budzi to samo brzęczenie-bzyczenie. I tak już będzie do godziny 7.00. na to nie znajdę lekarstwa.A kiedy wstaję i wydaje mi się, że już nic mnie nie zirytuje, to okazuje się, że mam na ciele ugryzienie wieczornego komara, który był sprytniejszy od tego spoczywającego na ścianie i poczekał aż zasnę.

szelma   
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz